Mój pierwszy raz - wywiad z autorką filmu "Lato Sangaile"
„Lato Sangaile“ to historia o dojrzewaniu, odkrywaniu swoich pasji i o stawaniu się sobą. Jak wyglądała twoja droga do reżyserii filmowej?
ALANTE KAVAITE: Urodziłam się na Litwie, od dwudziestu trzech lat mieszkam we Francji, ale poczucie obcości nosiłam w sobie od zawsze. Nie było ono jednak dławiące, dawało mi raczej pewność, że przyglądam się światu z dystansu i widzę go z nieco innej perspektywy, niż większość osób. To w dużej mierze zdefiniowało mnie jako artystkę. Sztuką zaczęłam się interesować w wieku kilkunastu lat, na długo przed tym, zanim w moim życiu pojawiło się kino. Fotografia i malarstwo to moje języki ojczyste (jak litewski). Język filmowy to ten obcy (jak francuski), którego się nauczyłam na pewnym etapie i którym dziś płynnie posługuję się na co dzień. Szukałam dla siebie nowej formy ekspresji. Wybrałam kino jako rodzaj ucieczki od świata, który znałam.
Szukałaś nowej formy ekspresji i dokładnie to samo robi Sangaile – wyrusza w symboliczną podróż, by dowiedzieć się, jakie ma słabości, jakie mocne strony i w jakim celu przyszła na świat. Chce odnaleźć w nim swoje miejsce.
„Lato Sangaile“ to historia o tym, jak się stajesz kimś, kim jesteś. To też opowieść o tym, jak cudownie jest mieć naście lat. Jak przeżywa się sytuacje, które dzieją się po raz pierwszy, jak smakuje niewinność i beztroska. To czas, w którym odkrywa się miłość i swoją seksualność. Nawet jeśli jest on naznaczony bólem, niepewnością i lękiem, jest w nim też zaklęte niepowtarzalne piękno.
Jak w akrobatyce lotniczej? To w „Lecie Sangaile” ważny wątek.
Akrobatyka lotnicza jest przepięknym doświadczeniem wizualnym, które chciałam pokazać na ekranie. Zawsze, kiedy piszę, zadaję sobie pytanie: czy chcę daną scenę sfilmować? Scenariusz „Lata…” pisałam, dając upust pragnieniu filmowania młodych twarzy, młodych ciał i właśnie samolotów. Trudno mi to wytłumaczyć, ale chyba też nie chcę tego robić. Uważam, że instynkt jest niezbędnym elementem procesu tworzenia i powinniśmy za nim podążać, nawet jeśli nie potrafimy sobie racjonalnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to robimy.
A dlaczego Sangaile (Julija Steponaitytė) fascynują samoloty? Mnie bardzo podoba się połączenie tego, co wydaje się lekkie i zgrabne – jak podniebna choreografia z tym, co wymaga siły ducha i sprawności fizycznej, czyli pilotowaniem samolotu w trakcie kaskaderskich wyczynów.
Akrobatyka lotnicza wymaga od pilota ogromnej samokontroli. Musi on być pewny siebie i opanowany. Musi trzymać swoje emocje na wodzy, nie wolno mu dać się ponieść szaleństwu ani poddać strachowi. Sangaile, jak większości nastolatek, takiej samokontroli i pewności siebie brakuje. Obie te rzeczy pojawiają się dopiero wraz z doświadczeniem i świadomością tego, kim się jest. Fascynacja akrobatyką lotniczą to metafora dorastania, ale i mój powrót do wspomnień z dzieciństwa. Litwini kochają pokazy lotnicze! Litwa to bardzo równinny kraj i myślę, że mamy we krwi potrzebę wzniesienia się nad ziemię. Nad Wilnem niemal zawsze unoszą się wielkie balony. A latem pokazy lotnicze są organizowane co weekend w różnych częściach kraju. Zwykle przyjmują formę pikników rodzinnych – dzieci piją lemoniadę i jedzą ciastka, rodzice zagryzają piwo kiełbasą i razowym chlebem. Czyniąc z takich imprez lejtmotyw „Lata Sangaile,“ wracałam pamięcią do minionych wrażeń i chyba udowodniłam sobie, że jestem Litwinką z krwi i kości [śmiech].
Dlatego też chciałaś nakręcić film na Litwie?
Chciałam to zrobić z dwóch powodów i były one ważniejsze, niż fakt, że francuski system finansowania kinematografii niechętnie wspiera nie francuskojęzyczne koprodukcje. Od początku zakładałam, że chcę zrealizować impresjonistyczny film. Bardziej niż na wydarzeniach fabularnych, skupiałam się na emocjach i wrażeniach. Z tego względu tak ważny był dla mnie powrót do krainy własnego dojrzewania, która jest nimi wypełniona po brzegi. Poza tym uznałam, że historia, w której pojawiają się wątki LGBT będzie ważniejsza dla Litwy, niż dla Francji.
Sangaile (Julija Steponaitytė) - mat. dystr.
„Lato Sangaile“ to pierwszy litewski film LGBT.
Nie mogłam pojąć, że do tej pory nie było żadnej tego typu litewskiej produkcji!
Z drugiej strony, mam wrażenie, że lesbijska relacja między twoimi bohaterkami nie stanowi punktu zapalnego dramatu. Zdaje się rozwijać niejako w tle wydarzeń; budzi zmysły, ewokuje wrażenia, pozwala Sangaile otworzyć się na przeżywanie świata i dorosnąć.
Dokładnie taki miałam cel. Chciałabym, żebyśmy przestali traktować homoseksualne relacje jako temat sam w sobie. W moim świecie nie zwracam uwagi na to, czy dana osoba jest w związku z kobietą czy mężczyzną – istotny jest dla mnie fakt, z JAKĄ jest kobietą lub z JAKIM mężczyzną. We współczesnym społeczeństwie wciąż, niestety, ważna jest płeć partnerów. A to pociąga za sobą szereg skojarzeń patriarchalnej natury. Gdybym w głównych rolach obsadziła mężczyznę i kobietę historia, jaką chciałam opowiedzieć, zostałaby wypaczona. Mielibyśmy wtedy na ekranie silnego mężczyznę, który pomaga słabej kobiecie się odnaleźć i stanąć z nim na równi w hierarchii społecznej.
A gdyby było odwrotnie?
Gdyby silna kobieta pomagała słabemu mężczyźnie? Pewnie zrobiłoby się ekscentrycznie. W obu przypadkach nawet nie otarłabym się o temat, który chciałam poruszyć. Potrzebowałam płciowej symetrii, żeby pokazać po prostu człowieka – który się rozwija, odkrywa swoje pasje, słabości, kształtuje swój charakter. Dla mnie dopiero konkretna osoba – konkretne indywiduum – jest ciekawym tematem. I wiesz co? Żeby zwrócić na to uwagę, w każdym swoim kolejnym filmie będę wprowadzała wątek LGBT i przekonywała widzów, że jako taki nie ma on znaczenia.
Porozmawiajmy zatem o ludziach. Jaki dramat przeżywa Sangaile?
Dramat Sangaile polega na tym, że to dziewczyna, która ma wszystko i pewnie wszystko może mieć. Rodzice ją szanują i dają jej dużo swobody. Nie skąpiliby też pieniędzy, gdyby chciała zrobić kurs pilota. W czym zatem tkwi problem? W jej wnętrzu – jest spleciony z lęków, zahamowań, braku pewności siebie. Sangaile musi przekroczyć własne ograniczenia. Z tego powodu nawiązuje relację z Auste (Aistė Diržiūtė). Sangaile potrzebuje kogoś, kto spojrzy na nią inaczej, niż ona patrzy na siebie. Auste obdarza ją takim spojrzeniem i zachęca do zmiany. Spełnia się, podając innym rękę i przeprowadzając przez trudny czas, bo nosi w sobie potrzebę pomagania innym. Jest trochę jak szamanka, znachorka...
...jest też artystką, a czy artyści nie są zwykle mocno egocentryczni?
Zaskakujesz mnie tym stwierdzeniem! Ale rozumiem, jakich artystów masz na myśli. I chyba uświadamiasz mi, że pierwowzorem postaci Auste, jest moja mama – artystka, która wykorzystywała sztukę, żeby się komunikować z ludźmi, oni ją inspirowali i dla nich tworzyła. Uważam, że hojność i otwartość daje artystom siłę.
Auste (Aistė Diržiūtė) - mat. dystr.
Auste rzeczywiście jest otwarta, skłonna do eksperymentowania. Sangaile jest skryta, niepewna siebie i tego, czego chce. Trudno o większy kontrast.
Uwielbiam takie różnice! Budowanie świata z kontrastów było świadomym, estetycznym wyborem, który wpłynął też na dramaturgiczne decyzje i fabularne rozwiązania. Co więcej, Sangaile, choć zafascynowana samolotami, boryka się z lękiem wysokości, więc chciałam ją uwięzić w nieruchomych kadrach. Zależało mi na zbudowaniu wyraźnego kontrastu między tym, co dzieje się na ziemi a nieprzewidywalnością podniebnych akrobacji. Charaktery moich bohaterek są odrobinę przerysowane, a psychologia może nieco uproszczona, ale niektórym opowieściom właśnie taka prostota i przesada są najbardziej potrzebne.
Dlaczego?
Zależało mi na zbudowaniu przejrzystych postaci, które w wyraźny sposób przeżywają konkretne emocje. One były dla mnie ważniejsze, niż psychologiczne motywacje działań. Chciałam, żeby widz sukcesywnie odkrywał złożoność postaci poprzez wczuwanie się w targające nimi uczucia. Żadne informacje nie stworzą takiej pełni, jakie buduje wrażenie współodczuwania z bohaterami. Praca z aktorami zajmuje mi dlatego mnóstwo czasu i zawsze, kiedy o niej mówię, używam słowa karmienie – bo karmię aktorów wrażeniami, inspiracjami, opowieściami o postaciach, o tym, co lubią jeść, co ich drażni. W ten sposób, krok po kroku aktor buduje postać, która się od niego różni. Pamiętam, jak miesiąc przed wejściem na plan jadłam obiad ze swoimi aktorkami i nagle Julija zapytała: Myślisz, że Sangaile by to smakowało? To było wspaniałe! Aktorzy uczą się swoich postaci, starają zrozumieć ich emocje i relacje. Kiedy wchodzimy na plan – wspólnie staramy się je pokazać na ekranie bez użycia nadmiaru słów.
Rytm obrazów i ich jakość mówią więcej niż słowa.
Kino to obraz. Scenariusz „Lata…” był krótki i prosty, bo nie chciałam być przez niego zniewolona. Wolę być uważna na to, co dzieje się na planie i gotowa zmieniać tekst pod wpływem sytuacji. Kiedy filmowałam młodzież na imprezie przy ognisku nie dbałam o to, o czym rozmawiają. Zależało mi na uchwyceniu atmosfery, a nie zbudowaniu dialogów, które o niej opowiedzą. Chciałam dostrzec radość na twarzach. Wyobrazić sobie, jak smakuje ryba, którą przyrządzają; poczuć jaką temperaturę ma woda w rzece i jak pachnie leśna ściółka. Krążyliśmy wśród nich z kamerą. Czasem sugerowałam aktorom, co mogliby zrobić, ale przede wszystkim pozwalałam im cieszyć się chwilą – i czerpałam z niej. Czułam, że jesteśmy trochę jak dzieci, które bawią się w piaskownicy – mieliśmy wyznaczone ramy tej zabawy, ale wewnątrz nich – pozwalaliśmy sobie na wszystko! Taki styl pracy dał mi ogromną wolność, a poczucie, że mogę zakwestionować wszystko, czego studenci uczą się w szkole filmowej – niespożytą energię i wielką radość. Chaos pobudza we mnie kreatywność. A doświadczenie pracy nad „Latem Sangaile“ zaowocowało poczuciem pewności siebie, które na pewno przyniosę ze sobą na kolejne plany filmowe.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze