Goltzius and the Pelican Company
/
Goltzius and the Pelican Company
Goltzius and the Pelican Company
/
Goltzius and the Pelican Company
- Wyjątkowa przyjemność estetyczna i wyrafinowany humor.
- Bogactwo form artystycznych - połączenie malarstwa, teatru, poezji, muzyki, tańca i filmu.
- Wielkie tematy: sztuka, seks, religia, pieniądze - wszystko w wysmakowanych proporcjach.
Dlaczego warto obejrzeć
Opis
XVI-wieczny malarz, rysownik i ilustrator, Hendrik Goltzius, usiłuje przekonać margrabię Alzacji do sfinansowania drukarni, dzięki której mógłby wydać erotyczną, obrazkową wersję Starego Testamentu. Tworzy naturalistyczne inscenizacje, które ilustrują pełne erotyki biblijne przypowieści: od Adama i Ewy i narodzin seksu analnego przez perwersje seksualne, kazirodztwo po homoseksualizm. Wraz z kolejnymi występami otwarty i szczycący się wolnością słowa dwór margrabiego staje się coraz mniej tolerancyjny, szczególnie gdy okazuje się, że władcę olśniła uroda jednej z zamężnych aktorek. Wolności słowa jest coraz mniej, a dyskusje nad znaczeniem poszczególnych spektakli stają się coraz gorętsze, z wolnej wymiany myśli przekształcają się w proces inkwizycyjny. Skomplikowanym relacjom między aktorami, dworzanami i władcą towarzyszą wątki edukacyjne - poznajemy słynne obrazy na tematy biblijne i ich interpretację. To biografia daleka od politycznej poprawności.
Peter Greenaway - eksperymentator, przekraczający granice w sztuce, tworzący nowe definicje narracji - po raz kolejny podejmuje obrazoburcze wyzwanie. Posługując się postmodernistycznym językiem, którego jest niemal wynalazcą, za pomocą nieoczywistych analogii łączy klasyczne malarstwo z możliwościami filmowego medium.
Peter Greenaway:
„Zacząłem realizować filmy, kiedy byłem studentem sztuk pięknych zamierzającym poświęcić się malarstwu. Ambicją moją było tworzenie filmów, w których każdy pojedynczy obraz byłby tak samo samowystarczalny jak obraz malarski. Pragnąłem robić kino, które, jak i malarstwo, nie byłoby ilustracją powstałego wcześniej tekstu, które nie byłoby podporządkowane aktorom ani intrydze, które nie byłoby także narzędziem służącym emocjonalnemu katharsis dla mnie, czy kogokolwiek innego (kino nie jest terapią zarówno ono, jak i życie zasługują na coś lepszego. Moją ambicją było tworzenie filmów, które akceptowałyby charakterystyczne dla kina iluzje oraz tricki, i które pokazywałoby zarazem, w fascynujący sposób, iż są tym jedynie: iluzją i trickami. Chciałem realizować kino idei – nie fabuły – i spróbować posłużyć się tą samą estetyką, która rządzi malarstwem, która zwraca uwagę przede wszystkim na formalne reguły budowy, kompozycji i kadrowania oraz, co najważniejsze, kieruje zainteresowanie w stronę metafory.
Ponieważ film nie jest jednak malarstwem – i to nie po prostu dlatego, że jedno się porusza, a drugie nie – chciałem zbadać ich pokrewieństwa i różnice, rozwijając formalne zainteresowanie problemami montażu, tempa, studiując formalne właściwości interwałów czasowych, powtórzeń, wariacji tematycznych.” (Ryszard Kluszczyński, Film, wideo, multimedia, Sztuka ruchomego obrazu w erze elektronicznej, Warszawa 1999)
„Wciąż żyjemy w świecie, w którym istnieje potrzeba audiowizualnego wydarzenia. Czuli ją Grecy, Rzymianie, pojawiła się nawet w kościele katolickim. Sztuką która przez 300 lat z dużym powodzeniem zaspokajała tę potrzebę była opera. A gdy opera się skończyła, pojawiło się kino. Teraz jest podobnie - kino umiera i będzie zastąpione przez inną formę telewizualną. To właśnie malarstwo powinno stać się początkiem nowego kina. Malarstwo ma olbrzymią siłę, narzuca sposób w jaki patrzymy na świat, postrzegamy krajobrazy, czy kobiece piękno. Słynny szwajcarski malarz Giacometti mówił, że twoja babcia może nie wie nic o Picassie, ale Picasso wie o niej wszystko. Mnóstwo ludzi przejawia olbrzymią ignorancję i myśli, że malarstwo to takie bardzo prywatne, kameralne zajęcie.” (stopklatka.pl, 2007)
„Kiedy kino rodziło się na przełomie XIX i XX wieku, można było zakładać, że ma przed sobą długą przyszłość. Jednak po 115 latach medium to ogromnie nas rozczarowało. Okazało się ledwie przystawką dla księgarni. Mamy kino oparte na słowie, a nie na obrazie. Tymczasem oczywiste jest przecież, że słowo jest już doskonale obsługiwane przez takie media jak literatura czy teatr, który przecież opiera się głównie na tekście. (…)
Dla odmiany najlepsze malarstwo charakteryzuje się tym, że w zasadzie nie posiada liniowej narracji. Obrazy tworzone są w sposób niewymagający elementu tekstowego dla wsparcia znaczenia. Jest w tym oczywiście jakaś ironia, ponieważ większość tradycji malarskiej z ostatnich 2 tysięcy lat także cofała się do księgarni. Jeśli zastanowimy się nad wszystkimi klasycznymi malarzami, a już na pewno nad tymi, którzy tworzyli do połowy XIX wieku, znajdziemy u nich ilustrowanie tekstu. Tekstem był albo Stary Testament, albo Nowy Testament, ewentualnie elementy mitologii klasycznej. Oczywiście istnieją różne wyjątki w różnych gatunkach, ale nawet jeśli wziąć pod uwagę mój ulubiony okres w historii malarstwa, czyli holenderski Złoty Wiek, okazałoby się, że obrazy były ilustracjami na przykład homilii. Było to coś na kształt bajek ezopowych – scenki umoralniające, inspirowane prawdopodobnie naukami Kościoła i to na najprostszym poziomie, stanowiące raczej manifestacje tekstowe niż wizualne. Jeśli zatem narzekam, że kino zawsze związane było z księgarnią, o malarstwie – w każdym razie do czasów postimpresjonistów – można powiedzieć dokładnie to samo.
Ale może w kinie te wszystkie lata to coś na kształt prologu – prologu, który ma nas doprowadzić do tego, byśmy byli w stanie tworzyć kino prawdziwie kinowe, czyli takie, które nie musi szukać swoich składowych i nie musi dać się zdekonstruować do innych form sztuki. Choć jestem ogromnym pesymistą, jeśli chodzi o kino w obecnej formie, mimo wszystko jestem ogromnym optymistą w odniesieniu do tego, co przyjdzie później.” (dwutygodnik.com, 2010)
„W dzisiejszych czasach trudno zakładać, że miliony widzów nadal będą chciały wysiadywać w paskudnych betonowych fortecach, jakimi są współczesne multipleksy. Takie kina służą do tego, by ludzie przychodzili, jedli popcorn i biernie oglądali narzucone im obrazki. Co za nuda! Przecież na naszych oczach rodzi się nowa generacja, która nie rozstaje się z laptopami. Zmienił się sposób percepcji świata i media muszą się przemodelować, dostosować do wyobraźni i potrzeb nowego pokolenia. Jednym z kierunków rozwoju kina będzie z pewnością DVD i to, w co się ono przekształci. „Selective choice, private, minimum audience cinema”. Kino dla małej widowni, prywatne, w którym ludzie sami sobie będą dobierać filmy i oglądać je w domu. To będzie kino, w którym dużą rolę odegra interaktywność. Jakość techniczna tego medium będzie się nieustannie polepszać. Głównie dzięki high definition i Internetowi. Nie jest wykluczone, że znajdzie się tam miejsce dla książki. To nowe medium będzie najlepszym polem dla prawdziwych artystów do eksperymentowania i wypróbowywania najśmielszych pomysłów. Wszystko co ciekawe i twórcze pod jednym parasolem! Ileż to stwarza możliwości zarówno twórcy, jak i widzowi!” („Rzeczpospolita”, 2012)
„Jest jedna rzecz, którą chcę tym filmem [Goltzius and the Pelican Company] – wszystkimi moimi filmami – uświadomić widzom. Chcę, żebyś zdał sobie sprawę z tego, że ten film manipuluje, ujawnia, kłóci się z tobą, ale to nadal jest sztuczne zjawisko. Ono ma dostęp do rzeczy, które znasz (im lepiej znasz Biblię, tym większym jest palimpsestem), ale to jest nadal po prostu film.” (indiewire.com, 2013)
„Seks napędza sprzedaż - i to jest zjawisko warte pokazania. Przecież każde porywające zjawisko wizualne jest przynajmniej częściowo efektem działania erotycznego tabu. Można to zobaczyć w olejnych obrazach z okresu weneckiego, w fotografiach z lat 40. XIX w., w pierwszych filmach kręconych pół wieku później, w dzisiejszym internecie… To wszystko jest naprawdę fascynujące, warte zbadania.” („The Guardian”, 2013)
Komentarze
Film mi się podobał mi. Szczególnie podobało mi się poczucie humoru z filmów Mela Brooks. Moja ocena 4.
To fakt. Reżyser w dobrej formie. Kino jego fascynacji , dialektyk, dychotomii i przenikania. Świat Natury pomieszany z wymogami kultury i religii. Te filmy trudno oglądać raz jeden. Trzeba zadać sobie to lekarstwo kilka razy by zadziałało bo niełatwo w naszym świecie pozbawionym filozofii i sztuki móc pojąć tak od razu przesłania tych filmów. Warto więc wracać tak do tego jak i do cudownej The pillow book, The nightwatching , Dzieciątka z Macon , Wyliczanki, Z i dwa zera i innych dzieł tego wizjonera sztuk plastycznych końca XX i początku XXI w.
... ale pewnie w warszawie będzie się podobał 2/10