Słona woda /
Saltwater

Kłopot z odtwarzaniem

Sprawdź połączenie z internetem i spróbuj ponownie.

Zobacz wskazówki i pomoc

Zainstaluj Adobe Flash

Twoja przeglądarka wymaga zainstalowania darmowej wtyczki Adobe Flash.

Kliknij aby pobrać

Zobacz także wskazówki i pomoc
aby przejrzeć listę zalecanych przeglądarek dla Twojego systemu.

Słona woda /
Saltwater

Ocena: 2.7 / 5 (150 głosów)

    Dlaczego warto obejrzeć

  •   poruszający romans
  •   niezależny amerykański dramat
  •   historia, która mogłaby wydarzyć się naprawdę

Opis

Will wraca do domu po wielu latach służby w marynarce wojennej. Jego przyjaciel Rich natychmiast stara się zeswatać go z niesamowicie zbudowanym Joshem (w tej roli były zawodnik rugby, znany z filmu “Superman: Powrót” Ian Roberts). Chociaż zaczyna między nimi iskrzyć już od pierwszej randki, to jednak dwa trudne charaktery muszą wykonać dużo pracy, żeby w pełni otworzyć się na siebie nawzajem.

Obrazki

Komentarze

Jakoś nie ujął mnie ten film; jakiś taki drętwy i nieskładny, aktorstwo cienkie. Dobrze, że tylko 81 minut...

Jak dla mnie strata czasu. Aktorzy drętwi, gra przesadna. NUDA!

Nie każdy film musi mieć poziom Anga Lee. Bohaterem tu są emocje, pragnienia, oczekiwania, zaufanie. Pewnie, że można je przedstawić lepiej [jak w większości tzw. dzieł) ale tu prostota jest siłą. Poza wszsytkim - można odpocząć. No i może być to lekarstwo na chandrę.

Nie każdy film musi mieć poziom Anga Lee. Bohaterem tu są emocje, pragnienia, oczekiwania, zaufanie. Pewnie, że można je przedstawić lepiej [jak w większości tzw. dzieł) ale tu prostota jest siłą. Poza wszsytkim - można odpocząć. No i może być to lekarstwo na chandrę.

Niskobudżetowy film, typu soap-opera w jednym odcinku, aktorzy wzięci z castingu, ktory się odbył w jakiejś siłowni.
wyglada na to, ze jakiś student szkoły filmowej, musiał zaliczyć egzamin, robiąc ten film. Moje mocno naciągane dwa punkty, za inicjatywę

sympatyczny film na miły wieczór. wiadomo, że to żadne arcydzieło i nikt chyba tego nie oczekiwał. ale najważniejsza jest historia, a ta jest akurat bardzo życiowa:)) ja polecam

Miły, ale tak sztywny i po kosztach, że oglądałem z trudnością. do końca. Spodobał mi się ten uśmiech życia na końcu. Nawet jeżeli przypominał czerwoną wisienkę na bardzo słodkim, różowy m torcie.

Nawet nawet, można obejrzeć. Ciekawa fabuła. Branżowe relacje, imprezy, przyjaźnie, pocałunki. Ogólnie ciepły film, ale faktycznie momentami szorstka gra. Mimo to film skłania trochę do refleksji. Ma ludzki wymiar. Nieupiększony, bardziej realistyczny.

Fabuła dość ciekawa. Film bardzo niskobudżetowy, ale temat ponadczasowy. Można obejrzeć, choć kino nas przyzwyczaiło do lepszych obrazów.

Fajny film. Dobrze pokazane środowisko gejowskie. Optymistyczne zakończenie i przesłanie.

Ciekawy film. Na pierwszej randce chłopaki pokłócili się szybciej niż stracisz prawo jazdy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym prowadząc McLarena 765LT (3 sekundy do setki, dodam że przy mocy 765 koni 4-litrowy silnik rozpędza auto w 7 sekund 0-200 km/h).
Dalsza część filmu to rajd przez wszystkie święta w roku. Tempo wydarzeń aż wgniata w karbonowe fotele (jeden waży mniej niż 3 kg).
Film gwałtownie hamuje gdy przyjaciel umiera. Rich zbyt gwałtownie nacisnął fenomenalne karbonowo-ceramiczne wypiekane w piecu przez 4 miesiące hamulce (proces produkcji trwa 6 miesięcy i wymaga dopłaty 150 tysięcy złotych).
Rich poświęcił swoje życie i swój majątek (taki McLaren 765LT kosztuje od 1,8 miliona złotych) dla tej pary chłopaków, a oni rozsypują jego prochy z woreczka foliowego!
Ale już naprawdę przegięli, gdy wyrzucili wszystkie rzeczy swojego przyjaciela do śmieci, w tym maskotkę! Nie zasłużyli na takiego przyjaciela. To Rich jest prawdziwym bohaterem tego filmu.
Tym którzy nie zrozumieli porównania do auta wyjaśniam, że w filmie McLaren 765LT nie występuje, bo film jest starszy od tego samochodu, a porównanie jest tylko elementem dydaktycznym, zastępującym treść filmu, w którym nic nie ma. Szczególnie w drugiej połowie, po śmierci Richa, nic się nie dzieje.

Tak samo jak w "Randce na całe życie" z tym samym drewnianym głównorolnym bohaterem nie ma o czym gadać. Szkoda czasu. Chyba że ktoś lubi miłe bzdury.

Film sztywny, wydarzenia dzieją się w tempie roku liturgicznego, ale można oglądnąć, jak ktoś lubi patrzeć na zażenowanych niedźwiedzi.

Sam pomysł byłby fajny gdyby aktorzy byli przystojni. A tu jeden gorszy od drugiego. Taki 2/5 do jednorazowego "wymęczenia".