Potwory w raju
Ádám Császi: Szabolcs nie opuszcza swojej drużyny z powodu homoseksualizmu. Szuka odrobiny spokoju, jakiejś zmiany, sielskiego raju. Prowincja to dla niego miejsce symboliczne, bliskie zmitologizowanemu obrazowi dzieciństwa. Gubimy go, żyjąc w miejskim pośpiechu i odnajdujemy, zbliżając się do natury. Szabolcs szuka jej na węgierskiej wsi. Chce tam odnaleźć proste, nieskazitelnie czyste życie. Los rzuca go tymczasem w miejsce, w którym młody chłopak znajduje przede wszystkim siebie. Szabolcs zaczyna sobie zdawać sprawę ze swojej orientacji seksualnej, kiedy poznaje mieszkającego tam Árona, który pomaga mu naprawiać dach w rozpadającym się wiejskim domu. Pech chce, że pozostali ludzie, których Szabolcs spotyka w swoim raju odnalezionym, nie są w stanie zrozumieć, jaką wagę ma odkrycie samego siebie.
Większość osób w wiosce to konserwatywni katolicy.
Co nie znaczy, że to źli ludzie. Złe jest ich zachowanie, ale oni po prostu nie rozumieją pewnych kwestii i nie wykonują żadnej pracy, żeby to zmienić. Znam mieszkańców takich wiosek i większość z nich to wspaniali ludzie, bardzo gościnni i radośni – a zarazem szalenie zamknięci, konserwatywni, homoseksualizm uznający za chorobę psychiczną, nie tolerujący żadnych mniejszości. Tkwi w tym ogromna sprzeczność. Zależało mi, żeby pokazać środowisko, które żyje w tak zamkniętym kręgu wartości. Brak przepływu informacji, nieumiejętność komunikowania swoich potrzeb i lęków prowadzi do tego, że człowiek pozostaje bezbronny wobec wszystkiego, z czym wcześniej nie miał styczności. Ludzie w wiosce nie mają narzędzi, dzięki którym mogliby poznawać świat inny od tego, w jakim się wychowali. Kiedy spojrzymy na nich z bardziej przychylnej im perspektywy, zobaczymy więc ofiary; ludzi, których najłatwiej nazwać potworami, choć w rzeczywistości oni też zmagają się z tragedią.
Odczuwają strach. Przed czym?
To, co jest inne, zawsze najłatwiej zdemonizować. Z wielką łatwością przychodzi nam tworzenie „potworów”. To ludzka rzecz. Zło pojawia się jednak dopiero wtedy, gdy próbujemy krzywdzić owe „potwory”, atakować je i odbierać im prawo do życia.
Fabuła „Krainy burz” jest oparta na faktach. W jakich okolicznościach historia trójkąta miłosnego i tragedii łączącej losy Szabolcsa, Bernarda i Árona trafiła w twoje ręce?
Przeczytałem o niej w gazecie w 2008 roku. Opisano ją jako podwójne morderstwo, homoseksualizm uznano za motyw. Zainteresowałem się sprawą i zacząłem ją analizować. Śledztwo odkryło przede mną historię przepięknej historii miłosnej, która zamieniła się w koszmarną opowieść o dyskryminacji społecznej i homofobii. Zdecydowałem się nakręcić film przekonany, że takiemu dramatowi można było zapobiec i nie wolno dopuścić, żeby wydarzył się po raz kolejny. Fabuła filmu nie odbiega szczególnie od biegu prawdziwej historii. Główna różnica między drugą a pierwszą polega na tym, że pierwowzory postaci Szabolcsa i Bernarda to, nieco starsi od filmowych bohaterów, mężczyźni pochodzący z Niemiec. W filmie jednemu z nich zostaje darowane życie. W rzeczywistości obaj podzielili ten sam los.
A Áron – kat – staje się ofiarą, bo o ile wyprawia kochanków do raju, o tyle sam będzie się musiał zmierzyć z piekłem, które czeka go na ziemi. Z karą, z żalem, bólem, brakiem akceptacji i własnymi, stłumionymi pragnieniami.
Takie było moje zamierzenie. Chciałem pokazać, jakim koszmarem może się stać życie człowieka wychowywanego w homofobicznym środowisku. Chciałbym to podkreślić bardzo wyraźnie – „Kraina burz” jest filmem z uniwersalnym przesłaniem. Podobna historia mogłaby się wydarzyć wszędzie, nie tylko na Węgrzech, nie tylko w Europie Wschodniej. Tak długo, jak długo którakolwiek z mniejszości społecznych będzie doświadczać dyskryminacji w jakimkolwiek wymiarze – nie będzie tolerancji. To wartość, która jest jasna i czysta, jest albo jej nie ma. Pojawia się wraz z równością wszystkich obywateli wobec prawa. Kiedy dorastając, uczysz się akceptować homofobię, jesteś kształtowany przez określony zestaw wartości, od których niełatwo się później uwolnić. W postaci Árona ścierają się dwie osobowości – jedna nie akceptuje drugiej. Dlatego „Kraina burz” jest napisana zgodnie z logiką horroru, sennego koszmaru.
Tego wrażenia nie potęgują obrazy: minimalistyczne, szorstkie, naturalistyczne.
Inspirowały mnie zdjęcia ilustrujące reportaże. Sam też często fotografuję i wizualna strona opowieści zawsze ma dla mnie ogromne znaczenie. Powiem więcej – język obrazów filmowych ma dla mnie większą wagę niż litera historii. Ta zaistnieje tylko, jeśli uniesie ją logika obrazów. Żeby w ramach minimalistycznej formy udało się zamknąć jasny przekaz, wszystkie powiązania między ujęciami trzeba pieczołowicie rozplanować. Nie chciałem, żeby operator [Marcell Rév – przyp. red.] szarżował nadużywając możliwości, jakie daje mu kamera. Zależało mi na długich ujęciach. Przerywaliśmy je tylko, kiedy naprawdę zachodziła taka konieczność lub kiedy chcieliśmy coś podkreślić montażem. Trochę na przekór temu, co powiedziałem do tej pory, widzę jednak podobieństwa między językiem wizualnym „Krainy burz” a np. stylem powieści Doris Lessing czy Johna Maxwella Coetzee.
Tak jednak jak dla kina często język wizualny jest ważniejszy niż tekst scenariusza, tak dla ludzkich relacji często większą wagę ma język ciała niż słowa.
Absolutnie! Uważam, że w filmach przede wszystkim liczy się działanie. Słowa są jak drugoplanowi bohaterowie. Łatwo nimi manipulować i za ich pośrednictwem kłamać. Z drugiej strony, można powiedzieć wszystko, jednocześnie niczego nie zmieniając. Dopiero to, co robisz, ma znaczenie. Na pierwszym planie jest akcja, ruch, gest, montaż i wizualne metafory. Dobre zdjęcia to nie ładne obrazki, ale jasno przekazane treści.
Twoi aktorzy nie bali się ich przekazywać?
Aktorzy od początku wiedzieli, że angaż do „Krainy burz” wiąże się z akceptacją scen o dosadnym seksualnym charakterze. Przed wejściem na plan zrobiliśmy mnóstwo prób i przekroczyliśmy granice, których ostatecznie nie przekraczamy w filmie. Krok po kroku przeszliśmy wszystkie etapy historii, bo András Sütö, Sebastian Urzendowsky i Ádám Varga ufali, że nie stanie im się po drodze żadna krzywda. Starałem się ich wspierać, a oni odwdzięczyli mi się profesjonalnym podejściem do sprawy. Dla Andrása to było wyzwanie, bo rola Szabolcsa to debiut na ekranie.
Przez ekranowy czas trwania historii Szabolcs i Áron budują dom. To jedna z wizualnych metafor, o jakich wspominałeś? Sugerująca, że czas wyremontować świat, odbudować wartości, by były zgodne z naszymi życiowymi potrzebami?
Właśnie taka była idea. Moim zdaniem prawdziwa miłość między dwojgiem ludzi manifestuje się poprzez umiejętność dzielenia tej samej wizji świata i chęć tworzenia własnego domu bez względu na to, jak wygląda rzeczywistość wokół.
Od redakcji: „Krainę burz” można obejrzeć niektórych w kinach (zobacz gdzie) oraz na outfilmie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Ogladajac film zastanawialem sie jak trudnego tematu podjeli sie aktorzy i rezyser. To wielkie wyzwanie dla wszystkich zaangazowanych w projekt. Dziekuje za wspanialy gest dla nas wszystkich, za chec przekazania naszych uczuc. Mimo wszystko zyjemy w czasach najlepszych z mozliwych bo mamy mozliwosc zaistnienia . Jesli nie w kraju w ktorym zyjemy to w swiadomosci publicznej milionow, ktorzy dzieki podobnym dzielom rozumieja siebie i nas lepiej.