Synowie jak córki

Synowie jak córki

W kilku miastach Polski – Warszawie, Białymstoku, Gdańsku, Koszalinie, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu – trwa dziewiąty festiwal filmów afrykańskich „AfryKamera”. Jedna z jego sekcji nosi tytuł „Tęczowa Afryka”. Możecie w niej zobaczyć filmy: „Taki się urodziłem”, „Bóg kocha Ugandę” oraz „Królowe nocy w świecie gangów” (Glitterboys & Ganglands). Ten ostatni dokument pokazuje kulisy wyborów Miss Gay Western Cape odbywających się w niebezpiecznej dzielnicy Cape Flats w Kapsztadzie w Republice Południowej Afryki. Z reżyserką filmu, Lauren Beukes specjalnie dla OutFilmu rozmawiała Anna Bielak.

Lauren Beukes

Anna Bielak: W jednym ze swoich dzienników Susan Sontag napisała, że zawsze znakomicie czuła się w towarzystwie homoseksualistów. To było dla niej jedyne środowisko, w którym mogła swobodnie poznawać i eksplorować własną kobiecość. Jak Ty czułaś się wśród gejów i transseksualistów na planie dokumentu „Królowe nocy w świecie gangów”?

Lauren Beukes: Na planie filmowym trudno o podobne doświadczenia, bo codziennie pojawiasz się na nim w jeansach i rozciągniętym t-shircie. Musiałam wyglądać okropnie w porównaniu z moimi transseksualnymi bohaterkami, które wciąż przymierzały nowe suknie i zawsze były perfekcyjnie umalowane. Jeśli mam być szczera – czułam, że w ich towarzystwie moja kobiecość jest raczej podawana w wątpliwość. Kiedy w końcu podczas premiery pojawiłam się w sukience, wszyscy byli tym zszokowani (śmiech).

Niektórzy widzą jedynie sztuczność, kiedy patrzą na mężczyzn przebranych za kobiety.

Ja staram się patrzeć głębiej i dostrzegać prawdziwych ludzi, którzy – tak jak my wszyscy – zakładają maski, jakie uznają za wygodne, ładne, oddające ich osobowość. Dzięki zakwestionowaniu ról i przyzwyczajeń praca nad filmem przerodziła się w interesujące, obosieczne śledztwo, którego przedmiotem stała się istota kobiecości. Czym ona właściwie jest? Do jakiego stopnia ubrania i makijaż czynią kobietę?

Od dawna starasz się znaleźć odpowiedzi na te pytania – jako reżyserka, ale głównie jako autorka powieści science-fiction. Jakie elementy science i jakie aspekty fiction przykuły Twoją uwagę podczas dokumentowania wyborów Miss Gay Western Cape?

Wchodząc z kamerą na scenę, czułam, że zaglądam do hiperrealnej przestrzeni, w której młodzi mężczyźni, z niebywałą precyzją realizują swoje fantazje o życiu w nowej skórze. Bo nie chodzi tu wyłącznie o stanie się kobietą. Dla nich kluczowe jest zdobycie tytułu królowej piękności, który potwierdzi to, że dokonali przemiany doskonałej – nawet jeśli tylko na czas pobytu na scenie. Wielu z moich bohaterów nie przeszło operacji, więc ich ciało nie uległo autentycznej, fizycznej transformacji; zostało jedynie przebrane i ufryzowane na okoliczność wspólnej zabawy. Decyzja o realizacji tego dokumentu nie była próbą oderwania się od moich zainteresowań. W moich powieściach science-fiction także dotykam aktualnych problemów społecznych, które rozpoznaję wokół siebie.


Homofobia, transfobia, seksualność, kwestie gender, rasy czy tożsamości...

...wszystkie oczywiście do nich należą. Jako nastolatka byłam zakochana w twórczości Alana Moore’a, bo to autor podejmujący w swoich pracach palące problemy społeczne i umiejętnie przekuwający je w fascynujące, fikcyjne historie.

Granice między językami, światami czy orientacjami seksualnymi powoli, ale jednak się zacierają – nie tylko na scenie, ale i w rzeczywistości.

Zdecydowanie! Uważam, że ludzie zaczynają się czuć coraz bardziej wolni, bo ich tożsamość nie ma już charakteru monolitu, który może rzeźbi tylko społeczeństwo. Jest rodzajem płynnej idei pozwalającej jednostce na autokreację. Dzięki temu człowiek zmienia się w zależności od własnych potrzeb czy okoliczności, w jakich się znajduje. Dziś możesz być olśniewającą królową piękności, jutro skromną nauczycielką. Obie te role nie stoją w opozycji, a twoje pragnienie odgrywania ich obu nie stanowi źródła konfliktu. Kiedy robiłam wywiady z moimi bohaterami, zwróciłam uwagę na to, że mimo panującej wokół homofobii, ich najbliższe otoczenie generalnie akceptowało ich styl życia. Ojcowie bywali źli, ale żaden z nich nie wyrzucił swojego syna z domu. Słuchanie historii bohaterów było niesamowitym i bardzo inspirującym doświadczeniem. Wolno nam żonglować rolami genderowymi, bawić się nimi i to nie jest już tylko teoria. Uważam, że empatia rodzi się wówczas, gdy obnażymy się przed innymi, wystawimy na światło dzienne sekrety i udowodnimy, że nie ukrywamy nic złego. Co oczywiście nie zmienia faktu, że pewne grupy pielęgnują strach przed takim stanem rzeczy i hołdują uprzedzeniom. Na ich mentalność nie wpływa ani prawo, ani nowelizacja konstytucji.

W Republice Południowej Afryki homoseksualne małżeństwa są legalne od roku 2006. W innych krajach afrykańskich skazuje się na śmierć lub wsadza do więzienia z powodu odmiennej niż heteroseksualna orientacji.

Rząd Ugandy nakłania społeczeństwo do walki przeciw homoseksualnym obywatelom. Imiona niektórych pojawiają się w gazetach, by nikt nie miał wątpliwości, kogo należy szukać i ukarać. Ludziom grozi się więzieniem za kochanie osoby tej samej płci lub uprawianie z nią seksu. Afryka nie może przepracować pewnych spraw, wciąż boryka się z wielką, mentalną nietolerancją. Kilka dni temu moja znajoma z Afryki Południowej została zmuszona do rezygnacji z miejsca, w jakim chciała wziąć ślub ze swoją partnerką, ponieważ usłyszała, że żadne lesbijskie wesele się tam nie odbędzie. Mnóstwo przestępstw na tle seksualnym jest w Afryce wręcz legitymizowanych przez prawo. W czasach apartheidu młodzi biali mężczyźni podejrzewani o homoseksualizm byli wysyłani do armii, która miała ich „nawrócić“ na właściwą orientację seksualną. Kiedy to nie pomagało, przechodzili „terapię“ elektrowstrząsami. Historię takiej postaci w niesamowity sposób opisuje Richard de Nooy w opartej na faktach powieści „The Big Stick". W Afryce do dziś lesbijki bywają atakowane, gwałcone i mordowane. Heteroseksualni mężczyźni sądzą, że oddają im przysługę. Gwałtem naprawiają to, co się w nich „zepsuło”.


W filmie nie widzimy jednak wielu gangów, wolisz spędzać czas z królowymi nocy.

Nie chcę być kolejną osobą, która odnosi sukces, eksponując przemoc. Wkrada się ona w niemal każdą sferę życia; jest rodzajem kulturowego tła i jej obecność jest oczywista.

Opowiedz mi o tym świecie, jego regułach, zmianach, jakie ukształtowały współczesny krajobraz Południowej Afryki.

Urodziłam się i dorastałam w Johannesburgu. W Kapsztadzie mieszkam od 1997 roku. Odkąd się tam przeprowadziłam, minęło siedemnaście lat, ale pod wieloma względami miasto zupełnie się nie zmieniło przez ten czas. Wielu jego mieszkańców wciąż hołduje podziałom. To pokłosie apartheidu. Johannesburg jest znacznie bardziej zintegrowanym miastem. Ludzie wszystkich ras i klas spotykają się przy jednym stole. W Kapsztadzie wciąż wiele osób żyje w Cape Flats – na terenach bagnistych lub zupełnie suchych, wietrznych i nieprzyjemnych, poza centrum, gdzie dawniej mogli przebywać tylko biali. Geograficzne granice stały się mentalnymi barierami, które bardzo trudno przeskoczyć. Nie pomaga w tym fakt, że Kapsztad stał się popularnym miejscem międzynarodowych wycieczek.

Nadal ma reputację mało przyjaznego miasta.

Ubogie Flats są mekką gangów. Żyjący tam młodzi ludzie nie mają przed sobą perspektyw. Nie ukończyli dobrej szkoły i nie mają żadnej pozycji społecznej. Frustracja często skłania ich do myślenia, że jedynym sposobem, w jaki można nadać życiu sens i zyskać władzę, jest przyłączenie się do lokalnego gangu. Gangsterzy zostają ojcami, a ich dzieci powtarzają ich los. Koło się zamyka. A może nie? Może konkurs piękności, o jakim opowiadam, to dla niektórych sposób ucieczki z tego zaklętego kręgu?

W jednej z recenzji twojego filmu przeczytałam, że podczas konkursów piękności możemy obserwować karykaturalne wizerunki prawdziwej kobiecości, które są wyłącznie produktami perwersyjnej społecznej wyobraźni.

Ale czym jest prawdziwa kobiecość? Oczywiście, że uczestnicy konkursu odnoszą się do komercyjnych idei na temat tego, co czyni kobietę seksowną. Ilość pieniędzy, jakie wydają na to, by zaspokoić potrzeby wyobraźni, jest szokująca. Nie uważam tego jednak za coś złego. Inni mają hobby, za które płacą krocie; transseksualiści z Cape Town wydają pieniądze na intrygującą grę z gender. Konkurs piękności jest dla nich swoistą nagrodą – pozwala młodemu mężczyźnie poczuć się jak księżniczka – choćby na jedną noc. A to daje szczęście. Uważam, że nie powinniśmy trzymać się kurczowo tradycyjnych definicji kobiecości i męskości. Ostatnio starałam się wytłumaczyć swojej pięcioletniej córce, że mężczyzna może wyjść za mąż za mężczyznę, a chłopcu wolno marzyć o byciu księżniczką, więc pokazałam jej kilka klipów z filmu. A ona uznała, że moi bohaterowie są piękni.

Kto jeszcze na nich patrzy? Z kogo składa się widownia takich konkursów?

Z rozmaitych ludzi. Wielu wśród nich zdeklarowanych heteroseksualistów; są też rodziny z dziećmi. Wszyscy traktują Miss Gay Western Cape w kategoriach zwyczajnej, niezłej rozrywki lub odwrotnie – niesamowitego, efektownego spektaklu.

Kiedy myślimy w stereotypowych kategoriach i patrzymy na kobiety tak, jak nauczyła nas tego kultura, często widzimy tylko rozhisteryzowane, zazdrosne o siebie rywalki. Przyglądając się twoim transseksualnym bohaterom za kulisami niestety odniosłam wrażenie, że królowe piękności reprodukują te „wzorce”.

Twoja percepcja rzeczywistości i gender zależy od języka, którego używasz i słów, jakimi się posługujesz. Przyjęło się mówić, że mężczyźni są agresywni, a kobiety apodyktyczne. Czy nie można odwrócić tych kwestii? Nie zawsze, bo w języku angielskim słowo bossy (apodyktyczny) odnosi się tylko do kobiet. Nie powinno tak być. W bajkach księżniczki są zawsze „piękne”. Kiedy czytam je mojej córce, używam innych przymiotników. Jej księżniczki są nie tylko ładne, ale i mądre, inteligentne, zabawne, miłe, ciekawe świata, odważne. Uroda to za mało. Piękno nie jest wyłącznie cechą fizyczną. Składa się na nie cały zestaw różnych czynników.

A jak Ty czujesz się w Afryce jako biała kobieta? Nie doświadczasz rasizmu? Nie byłaś prześladowana ze względu na pozycję i płeć?

Oczywiście, że byłam! Jednak ważniejsza jest dla mnie świadomość przywilejów, jakie miałam. Edukacja, jaką otrzymałam, warunki, w jakich się wychowywałam i pozycja, z jakiej startowałam były mi dane dlatego, że urodziłam się w dobrze sytuowanej, białej rodzinie. Wiem, że jako biała osoba skorzystałam na dorastaniu w czasach apartheidu i wszystko, co wówczas dostawałam, było odbierane innym ludziom. Nie jestem za to osobiście odpowiedzialna, nie wyrywałam zabawek innym dzieciom, ale ciężar winy spoczywa też ma moich ramionach. Nie chcę przez to powiedzieć, że żyję przytłoczona poczuciem winy. Po prostu znam swoje miejsce w historii; jestem świadoma przeszłości i uważam, że wszyscy powinniśmy być, bo patrzenie na siebie i innych z różnych, często nietypowych lub niewygodnych perspektyw, może pomóc w zmianie przyzwyczajeń.

Dodano: sob., 2014-04-26 15:46 , ostatnia zmiana: wt., 2017-06-13 04:05